Nr. 83.
Marsz biedaków Warszawskich
(Марш варшавских бедняков)
Słowa: Wł. Wolski
Myśmy czasami i pohulali,
Topili naszą biedę w gorzale,
Lecz nie mizdrzyli się do Moskali,
Nie szwędrali się do nich na bale.
Mowa i ręka dość u nas twardą,
I człek wygląda często jak gapa,
Za to niech kacap fuknął gdzie wzgardą
Na człeka — grzmotło się w ryj kacapa.
W gospodzie, przy pracy,
Czy в modłach do Boga,
Wciąż pomną biedacy
O krzywdzie od wroga.
W gospodzie, przy pracy,
Czy в modłach do Boga,
Wciąż pomną biedacy
O zemście na wroga.
Na mszęśmy со rok szli w listopadzie,
Z dzielną młodzieżą do Karmelitów -
I kpów nie było w naszej gromadzie,
Co zwą kacapów braćmi Lechitów.
Straszneć bo w on czas były rozpusty
Za Paśkiewicza aż łza się kręci.
Już rok trzydziesty, czterdziesty szósty,
Ósmy — u wielu znikał z pamięci.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Siarczysta przecie raz była sztuka,
Gdy car w teatrze niuchnął zapachów,
Gorczakowowi spuchnęła kluka,
Car wściekł się na swych poddanych Lachów.
Więc w Petersburgu odtąd on radzi
Z kimlem, arakiem i jerafejem -
Jak Lachów zgładzić — lecz nie zagładzi —
I poradzimy z tym dobrodziejem.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Bóg się na dobre zlitował wreszcie,
Jęli się zuchy do wielkich czynów -
Biały nasz Orzeł na Starem mieście
Ożył w procesyi od Paulinów.
Wykrzyknęliśmy hura najpierwsi,
Ino gromnice z Gołębiej błysły —
A krzyk tak ostro wybiegł nam z piersi,
Aż wrócił echem do starej Wisły.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
U Bernardynów toć my kozaków
Już kamieniami prali ро głowie —
Pewnikiem przyszłoby do kułaków,
Jeno mitrężyć jęli panowie.
I kiedy marna garstka Moskali
Plunęła ognia — mój Boże miły!
Myśmy jak dutki stali, smyrgali,
A baby sameby ich zdusiły.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Wiara poczuła się od tej chwili,
Niedarmo pierwszą krwią meczenników,
W krzyżeśmy czoła sobie znaczyli,
Przysięgli zemstę na rozbójników.
Możeć bezbronnych to uszlachetnia,
Na kule mężnie narażać życie,
Lecz na rzeź braci ósmego kwietnia,
Krew musi kacap przelać obficie.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Człek poznał kruczki moskiewskie, dyable,
Poznał, że nasza łagodność babia -
Nie da się zmanić już na konstable,
Wie, że się dziegciu kąpie margrabia,
А na dzicz, со chce kraj zmienić в gruzy,
Starców, niewiasty, dzieci zabija,
Prędzej czy później, nawet łobuzy
Uchwycą kija, lecz z kosą kija.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Szliśmy kompanią do Częstochowy —
I w Świętokrzyskie proszliśmy strony —
Poznawaliśmy ludek wioskowy,
O którym u nas plotą androny.
Nie dziw, że czasem nie wierzy, zwleka,
Jak nie dziw, że ma nożyska bose —
Bądź sam człowiekiem, uszanuj człeka
I brata w chłopku — a weźme kosę.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Od młota, noża, raszpli а dratwy
Bodaj nam liczba naszych wciąż rosła.
Bodaj najwięcej było tej dziatwy,
Со to z ciężkiego idzie rzemiosła.
Во to dłoń twarda, jak twarda praca,
W ciele i duszy człek stoi mocą,
A jak kacapa bobrze pomaca,
То się schylić nie będzie po со.
W gospodzie, przy pracy, i t. d.
Jeszcze Polska nie zginęła! Pieśni patryotyczne i narodowe. Zebrał
Francisek Barański. New York, N.Y., The Polish Book Importing Co., Inc., 1944.